10/03/2010

lód.

Jest tak strasznie zimno. Ogarnia mnie chłód, z każdej strony, z zewnątrz i od środka. Chyba zresztą od środka większy. 

Życie, życie... Mogłoby być piękne, tylko ludzi trzeba by wymienić.

A w sumie sami się wymieniają. Przychodzą, odchodzą, znikają, by znów powrócić. Ciągła, niekończąca się rotacja małostkowego świata dorosłych podobno ludzi.

Wszystko jest nie tak, a ja już nie mam siły, by cokolwiek zmieniać, by o cokolwiek walczyć. Każda walka i tak kończy się przegraną, każda obrana ścieżka zatacza koło, by doprowadzić mnie do punktu wyjścia. Ruch, tak, potrzeba mi ruchu, ale to wsteczny ruch, odwracający mnie od przerażającej przyszłości. Zły ruch, ale jedyny pozwalający jakoś żyć. Tak, wiem, że to najgorsze podejście z możliwych, ale nie stać mnie na inne.

Nie wiem, po co to piszę. Zapewne po to, by ten wewnętrzny chłód ustąpił. Gdy skruszy się lód, pozostanie już tylko kamień. Tak, to dobry cel.