3/28/2009

miernota.

Każdy ma swoją miernotę, ot cała filozofia. Problem tylko w tym, że słynny poeta się mylił - nieprawda, że miernota gorsza od niczego. Miernota sama w sobie jest nicością, zatraceniem, ubezwłasnowolnieniem czucia dla wzniosłości, która z natury rzeczy a priori musi być frazesem.

Każdy ma swoją miernotę. Ja mam, Ty masz, Twoja miernota również swoją ma. Narzekamy na nie, tak naprawdę narzekając na siebie, czasem pragniemy je skrzywdzić tylko po to, by nie czuć się tak niewolniczo poddanymi, nie możemy bez nich żyć, a przecież w jakiś sposób ich nienawidzimy - wszak to nasze miernoty stanowią o nas, o naszej domniemanej, na zawsze utraconej przyszłości i empirycznej, choć niechcianej, zatracającej się teraźniejszości.

Każdy ma swoją miernotę, bo warto ją mieć. To właśnie dzięki miernotom lepiej rozumiemy siebie, swoje dążenia, pragnienia i wizje. To miernoty pokazują nam nas samych bez masek, jakie zakładamy na swoje dusze, by przypadkowo, zerkając wgłąb siebie nie zobaczyć czegoś niewłaściwego. To miernoty zdejmują z naszych oczu bielmo samoułudy. I choć ich nieustanna obecność w naszym życiu zdaje się nie do wytrzymania, szepcząc z każdym podmuchem wiatru iż wszystko najlepsze co mogło być, przepadło, nie wolno nam nie doceniać wpływu miernot na nasze życie. To boli, fakt. Ale czy to właśnie nie ból stanowi fundament człowieczeństwa?

3/24/2009

pająk.

Perfidne zwierzę. Pęta się człowiekowi po głowie, snuje niezliczone nici myśli i wątpliwości, w które co rusz wpadają zagubione i nieświadome zagrożenia pytania.

Prawdziwym szczęściarzem może nazwać się człowiek, który w pajęczej sieci swego życia znajdzie choć jedną satysfakcjonującą odpowiedź, szamoczącą się niczym piękny motyl, pragnący jedynie ucieczki ze śmiertelnej pułapki.

Odpowiedź zabija pytanie, ale rodzi przecież ciągle nowe wątpliwości. Pająk znów pracuje, by pochwycić wątki i żale nieutulone, których nigdy nie zabraknie, które nigdy nie pozwolą mu odpocząć. A przecież wszyscy wiemy, że absolutne odpowiedzi nie istnieją.

Nigdy nie odpowiem sobie na to jedno najważniejsze pytanie. Nigdy go nie zweryfikuję, nie złapię choćby połowicznego motyla odpowiedzi. I chyba nawet trochę mnie to cieszy. Chyba nawet bardzo.

3/10/2009

pudełko.

Oto pudełko. Mały, szary, prostokątny kartonik bez wyrazu.
Wyobraź sobie, że otwierasz pudełko, jest puste. Wyobraź sobie swoje zaskoczenie na myśl, że jeszcze niedawno tkwiło w nim tak wiele potrzebnych emocji, marzeń i złudzeń. Że jeszcze niedawno miało ono rację bytu.
Wyobraź sobie jak tkwisz, zawieszony w próżni, ze wzrokiem wpatrzonym we własną zatartą teraźniejszość, nie wiedząc, czy tak naprawdę cokolwiek z tamtego życia jeszcze w tobie pozostało.
A teraz nic sobie nie wyobrażaj. Zamknij oczy i pomyśl pierwsze słowo, jakie wpadnie ci do głowy. Czy to słowo ma jakiekolwiek znaczenie?
Wyobraź sobie siebie nad pustą przestrzenią własnej jaźni, stającego przed heroicznym wysiłkiem stworzenia siebie na nowo, wypełnienia pudełka nowymi myślami, emocjami, pragnieniami, lękami i złudzeniami. Czy lepszymi? Tego nie dowiemy się nigdy. Wyobraź sobie, jak ciężkim zadaniem jest wyłuskać z siebie coś z dawna zapomnianego, nadać nowe życie przeszłości zamkniętej w teraźniejszości, synchronicznej płaszczyźnie diachronii.
Wyobraź sobie, że ten wysiłek nigdy nie przyniesie rezultatu.

Cokolwiek pieszczą dłonie nasze
niewierne jest: czy liść czy woda
przecieka poprzez palce; twarz się
odsuwa bliska w cienie gęste
i tak odsuwa się nam młodość
i radość prosta, że jesteśmy.


T. Gajcy – Do potomnego

3/03/2009

mgła.

Mgła zmienia percepcję, wywraca ją do góry nogami, udowadnia, jak złudne jest nasze postrzeganie świata. Idąc nie widzisz bloków, ulic, budynków. Nie widzisz świata. Pewne rzeczy na które na co dzień nie znajdujesz czasu teraz stają się nie tyle oczywiste, co konieczne. I jeszcze ten billboard, widziany przecież tyle razy – Czasem trzeba iść pod prąd. Więc idziesz, w środek mgły, w środek snu i nie wiesz już, co jest prawdą a co złudą, zupełnie jakby było to istotne. Mijasz ludzi wyłaniających się z nicości, zarysy budynków w przyćmionym świetle latarni, otacza cię biel nadziemna, biel zniewalająca i nic nie ma już znaczenia. Ciekawe tylko, kim jesteś dla tych zjaw, materializujących się powoli na twoich oczach. Złudą? Źródłem niepokoju? Imaginacją? A może po prostu nikim?
Więc idziesz. Trochę wbrew sobie, trochę wbrew bieli, może i wbrew rozsądkowi. Czas stoi w miejscu, biel daje schronienie dla myśli, nic nad tobą nie góruje, nic cię nie otacza. Czyżbyś właśnie wygrał ze światem batalię o swoją jednostkowość? Niewykluczone, przecież nasze życie składa się z takich małych, pozornych jedynie sukcesów. Uśpione miasto, uśpione obawy, uśpione demony. Czasem trzeba iść pod prąd.
Tak, pewnie poniesiesz odpowiedzialność za te chwile poza światem, poza czasem, poza przestrzenią. Pewnie niewielu zrozumie magię wybudzenia się w senności i znikomości świata. Ale jednego możesz być pewien – tego spaceru nie zapomnisz do końca życia.

3/02/2009

forma.

Papier, papier, papier.
Kartki, karteczki, karteluszki.
Ciekawe, czy można zatonąć w papierze? Utopić się w powodzi słów, stracić pod nogami grunt znaczeń? Czy można zatracić siebie w pogoni za zdaniem innych, tak bardzo, aż boleśnie potrzebując własnego? 
Zagubić się w strukturze, umrzeć pod ciężarem jej obostrzeń i ograniczeń, przyjąć Formę, gębę jako własną, jako własną!
Można. Oczywiście że można.
Nie dajmy się zatopić.
Bo czy świat pozbawiony Formy, nie okazałby się bardziej schematyczny?

wiosna.

Słońce wylewa się zza chmur. Ożywcze, szczęśliwe, oślepiająco jasne.
Tam nic się nie zmieniło. Słońce jak zawsze opierało się na głównym rondku osiedla. Ten widok, który przez lata napawał mnie radością, teraz okazał się nijaki, zwyczajny, nieznośny w swej powtarzalności. Nic tam się nie zmieniło, tylko ja już nie jestem stamtąd.
Tę wiosnę rozpoczęła Lucienne, lekki wiatr we włosach i tramwaj o 7:28. I słońce. Słońce, które nie należało do mnie.