4/18/2009

full wypas.

Full wypas: Norwid.

Komplet. Pięć tomów w futerale.

Wyglądają na nieczytane.

 

R. Krynicki - Full wypas (w Internecie)

 

Wczoraj dr O. przypomniał mi o czytanym kilka miesięcy temu (mea culpa, że tak późno, ale cóż) tomiku Kamień, szron Ryszarda Krynickiego, nominowanego do nagrody Nike w 2005 roku. 

Wydanie tego tomiku wszczęło na nowo dyskusję o granice poezji, o to, jak daleko może posunąć się nowowczesna myśl polska, jak bardzo mało sformalizowana może być myśl poetycka.


[Na wzór Sterna powiem teraz - drogi czytelniku, nie musisz czytać tego fragmentu, będzie on historycznoliteracki, jeśli nie jesteś zainteresowany problemem, możesz od razu przejść dalej.]

 

Tak, to samo pytanie zadawano sobie w okresie szczytowym futurystów - Wat, Jasieński, Stern, Młodożeniec, Czyżewski - ci, których poezją dziś z takich zachwytem się upijamy, jednocześnie przecież odrzucając zasady teoretyczne, które nadawały ich twórczości rację bytu, kiedyś również z oburzeniem witani byli przez im współczesnych z "językotwórczym bełkotem". Okazało się jednak, że chwyt także może być sposobem pisania, że forma może być siłą konstruktywną dla twórczego odtwarzania treści, ale to przyszło dopiero z czasem, fala krytycyzmu musiała odpłynąć dość daleko, choć przecież, jak wiemy, nigdy na zawsze.

Przeszliśmy przez wiele takich przełomów. Mieliśmy dwudziestolecie z awangardzistami, kwadrygantami i skamandrytami, forsującymi własne wizje poetyckie, zupełnie odmienne od przyjętych zasad. Mieliśmy poezję lingwistyczną, której eksperyment ze słowem i dźwiękiem, choć nie tak dobitny jak futurystyczny, również budził wiele kontrowersji. Mieliśmy w końcu poezję konkretną - pełne zautonomizowanie słowa, wyizolowanie go z kontekstu, które choć miało kłócić się z kristewową intertekstualnością, nigdy z nią nie wygrało, dowodząc, że izolacja słowa w rozumieniu bachtinowskim nie jest możliwa. Przejeżdzając kiedyś ulicą Jagiellońską wzdłuż Placu Sejmu Śląskiego przyjrzyjcie się budynkowi Górnośląskiego Centrum Kultury - zobaczycie najbardziej jaskrawy przykład poezji konkretnej - poemat Stanisława Dróżdża pt. lub

Nowa Fala znów podjęła wątki lingwistyczne, choć już nie tak jak Białoszewski (z pokolenia Współczesności, to pokolenie reprezentują również Bursa, Grochowiak, Hłasko, Poświatowska i Stachura, choć ich poezja lingwistyczna nie była) - nowofalowców nie interesowały zagadnienia ograniczeń naszego języka, a analiza współczesnej im mowy, mowy PRL-u., choć nie tylko - nowofalowcy przede wszystkim byli buntownikami wobec zastanej rzeczywistości, językiem podkreślając swoją odmienność. Czasem odwoływali się zresztą do skamandrytów, ze słynnym peiperowskim układem rozwitania, a więc nie odcinali się tak zupełnie od swojej - buntowników - przeszłości.

Dochodzimy w końcu do pokoleń najnowszych, jak pokolenie bruLionu (Świetlicki, Podsiadło, Biedrzycki) czy grupa Na Dziko (do której zresztą należy wspomniany dr O., jak i Kuczok) - grupy, które prócz "klasycznej" poezji, tej uznawanej powszechnie zajęły się krytyką społecznościową - swoją twórczość zakorzenili w kulturze masowej, swoje dzieła oparli na osobistej percepcji świata, który zastali.


[Koniec wstępu hitorycznoliterackiego. Trochę teorii mi się wkradło, ale w moim przypadku to jest nieuniknione.]

 

Po co ten wstęp? Otóż cytowany na zdjęciu Krynicki, mimo faktu bycia nowofalowcem, wydał tomik Kamień, szron po dziewiętnastu latach milczenia w duchu współczesności, w duchu poezji, jaką tworzą ludzie, któłrzy mogliby być jego dziećmi. Gorzki to tomik, ukazujący wiele zjawisk środowiskowych i społecznych naszych czasów. 


Stąd pytanie o granice poezji. Czy wierszem może być cytat zasłyszany w środkach komunikacji miejskiej? Oto jeden z utwórów z opisywanego tomiku, Godzina szczytu (w tramwaju nr 8):


... potem księgowy spuścił mnie po brzytwie...

sorki, nie kumam, o co tutaj biega...


Istnieje więc granica poezji? Czy cytowane utwory można nazwać wierszami? Z narratologicznego punktu widzenia wszystko co nas otacza jest mniejszą lub większą narracją, z każdego słowa można stworzyć dzieło, ale czy możemy stosować narratologiczne kryteria do poezji? Czy poezja może być narracją bez klasycznej podmiotowości?


Zapamiętałam doskonale cytowany na zdjęciu wiersz ze względu na smutek, który z niego bije. To, paradoksalnie, jeden z najbardziej gorzkich utworów, jakie czytałam w życiu. Wiersz, jeśli nie opiera się na formie, musi opierać się na refleksji, a refleksje po przeczytaniu Full wypasu są druzgocące - czyżby kultura rzeczywiście stawała się już tylko etykietką? Czy naprawdę ludzkie wykształcenie i oczytanie, a raczej jego brak, mają być już tylko wizytówką dla gości? Czyżby przykre wizje Gombrowicza naprawdę realizowały się społecznie?


Mętlik w mojej głowie sprzed kilku miesięcy powrócił wraz z Krynickim przeczytanym ponownie. Więc to chyba jest poezja, choć przecież...


No właśnie, przechodząc do meritum - czy uważacie, że taka forma twórczości może być poezją, ba, czy może być tak w pełni literaturą?

4/15/2009

złudzenia.

Nie warto angażować się w sprawy beznadziejne. Cała konkluzja ostatnich siedmiu miesięcy. Nie warto myśleć o rzeczach niedostępnych. Bo choć doskonale wiemy, że sytuacja nie warta jest nawet skrawka nadziei, zawsze pojawiają się te przeklęte masochistyczne złudzenia. Złote sielankowe myśli bez żadnego znaczenia, bez żadnych szans, beż światła.

Teraz... Teraz jestem wolna. Od złudzeń, marzeń, chorych zapędów. Nareszcie powinnam być szczęśliwa - czyż nie takie było moje noworoczne życzenie? To jedno jedyne na którego ziszczeniu mi zależało. Powinnam być szczęśliwa, a jednak jakaś egotyczna rysa szkaradzi czystą taflę owego ziszczenia, odbijając się z głośnym echem od mojej codzienności. I wiem, że ta rysa nie zniknie.

Dalej i dalej na paraboli czasu
Wznoszę się, aby za chwilę opaść na dno.
Z roślin trujących bukietem idę w garści
Wszystko najlepsze, co mogło być przepadło.

Bądź uważny. Staraj się być szczęśliwy.