Full wypas: Norwid.
Komplet. Pięć tomów w futerale.
Wyglądają na nieczytane.
R. Krynicki - Full wypas (w Internecie)
Wczoraj dr O. przypomniał mi o czytanym kilka miesięcy temu (mea culpa, że tak późno, ale cóż) tomiku Kamień, szron Ryszarda Krynickiego, nominowanego do nagrody Nike w 2005 roku.
Wydanie tego tomiku wszczęło na nowo dyskusję o granice poezji, o to, jak daleko może posunąć się nowowczesna myśl polska, jak bardzo mało sformalizowana może być myśl poetycka.
[Na wzór Sterna powiem teraz - drogi czytelniku, nie musisz czytać tego fragmentu, będzie on historycznoliteracki, jeśli nie jesteś zainteresowany problemem, możesz od razu przejść dalej.]
Tak, to samo pytanie zadawano sobie w okresie szczytowym futurystów - Wat, Jasieński, Stern, Młodożeniec, Czyżewski - ci, których poezją dziś z takich zachwytem się upijamy, jednocześnie przecież odrzucając zasady teoretyczne, które nadawały ich twórczości rację bytu, kiedyś również z oburzeniem witani byli przez im współczesnych z "językotwórczym bełkotem". Okazało się jednak, że chwyt także może być sposobem pisania, że forma może być siłą konstruktywną dla twórczego odtwarzania treści, ale to przyszło dopiero z czasem, fala krytycyzmu musiała odpłynąć dość daleko, choć przecież, jak wiemy, nigdy na zawsze.
Przeszliśmy przez wiele takich przełomów. Mieliśmy dwudziestolecie z awangardzistami, kwadrygantami i skamandrytami, forsującymi własne wizje poetyckie, zupełnie odmienne od przyjętych zasad. Mieliśmy poezję lingwistyczną, której eksperyment ze słowem i dźwiękiem, choć nie tak dobitny jak futurystyczny, również budził wiele kontrowersji. Mieliśmy w końcu poezję konkretną - pełne zautonomizowanie słowa, wyizolowanie go z kontekstu, które choć miało kłócić się z kristewową intertekstualnością, nigdy z nią nie wygrało, dowodząc, że izolacja słowa w rozumieniu bachtinowskim nie jest możliwa. Przejeżdzając kiedyś ulicą Jagiellońską wzdłuż Placu Sejmu Śląskiego przyjrzyjcie się budynkowi Górnośląskiego Centrum Kultury - zobaczycie najbardziej jaskrawy przykład poezji konkretnej - poemat Stanisława Dróżdża pt. lub.
Nowa Fala znów podjęła wątki lingwistyczne, choć już nie tak jak Białoszewski (z pokolenia Współczesności, to pokolenie reprezentują również Bursa, Grochowiak, Hłasko, Poświatowska i Stachura, choć ich poezja lingwistyczna nie była) - nowofalowców nie interesowały zagadnienia ograniczeń naszego języka, a analiza współczesnej im mowy, mowy PRL-u., choć nie tylko - nowofalowcy przede wszystkim byli buntownikami wobec zastanej rzeczywistości, językiem podkreślając swoją odmienność. Czasem odwoływali się zresztą do skamandrytów, ze słynnym peiperowskim układem rozwitania, a więc nie odcinali się tak zupełnie od swojej - buntowników - przeszłości.
Dochodzimy w końcu do pokoleń najnowszych, jak pokolenie bruLionu (Świetlicki, Podsiadło, Biedrzycki) czy grupa Na Dziko (do której zresztą należy wspomniany dr O., jak i Kuczok) - grupy, które prócz "klasycznej" poezji, tej uznawanej powszechnie zajęły się krytyką społecznościową - swoją twórczość zakorzenili w kulturze masowej, swoje dzieła oparli na osobistej percepcji świata, który zastali.
[Koniec wstępu hitorycznoliterackiego. Trochę teorii mi się wkradło, ale w moim przypadku to jest nieuniknione.]
Po co ten wstęp? Otóż cytowany na zdjęciu Krynicki, mimo faktu bycia nowofalowcem, wydał tomik Kamień, szron po dziewiętnastu latach milczenia w duchu współczesności, w duchu poezji, jaką tworzą ludzie, któłrzy mogliby być jego dziećmi. Gorzki to tomik, ukazujący wiele zjawisk środowiskowych i społecznych naszych czasów.
Stąd pytanie o granice poezji. Czy wierszem może być cytat zasłyszany w środkach komunikacji miejskiej? Oto jeden z utwórów z opisywanego tomiku, Godzina szczytu (w tramwaju nr 8):
... potem księgowy spuścił mnie po brzytwie...
sorki, nie kumam, o co tutaj biega...
Istnieje więc granica poezji? Czy cytowane utwory można nazwać wierszami? Z narratologicznego punktu widzenia wszystko co nas otacza jest mniejszą lub większą narracją, z każdego słowa można stworzyć dzieło, ale czy możemy stosować narratologiczne kryteria do poezji? Czy poezja może być narracją bez klasycznej podmiotowości?
Zapamiętałam doskonale cytowany na zdjęciu wiersz ze względu na smutek, który z niego bije. To, paradoksalnie, jeden z najbardziej gorzkich utworów, jakie czytałam w życiu. Wiersz, jeśli nie opiera się na formie, musi opierać się na refleksji, a refleksje po przeczytaniu Full wypasu są druzgocące - czyżby kultura rzeczywiście stawała się już tylko etykietką? Czy naprawdę ludzkie wykształcenie i oczytanie, a raczej jego brak, mają być już tylko wizytówką dla gości? Czyżby przykre wizje Gombrowicza naprawdę realizowały się społecznie?
Mętlik w mojej głowie sprzed kilku miesięcy powrócił wraz z Krynickim przeczytanym ponownie. Więc to chyba jest poezja, choć przecież...
No właśnie, przechodząc do meritum - czy uważacie, że taka forma twórczości może być poezją, ba, czy może być tak w pełni literaturą?
A czymże jest literatura? :P
OdpowiedzUsuńTo ja, językoznawca...
Milowy, wiedziałam że mi to zrobisz :P Przyjmij roboczo założenia literackości Cullera z wyłączeniem fikcjonalności. Błędne, ale zawsze jakieś.
OdpowiedzUsuńJaaaaaasne... Myślisz, że ja to pamiętam? Wszak się podpisałam odpowiednio!
OdpowiedzUsuńTo ja Ci tu podaję jedyną klasyfikację jaką znasz, a Ty co? Niewdzięcznica xD Trzeba było na zajęciach uważać, a nie liczyć, ile razy dr J. powiedział "jakby". Chociaż to nie było na Cullerze, tylko na Rorty'm i Eco bodaj.
OdpowiedzUsuńDobra, niech będzie, językoznawco (a piąte piętro i tak śmierdzi, a to tego wieje komunistycznym mrokiem), powiedz po prostu, czy Twoim zdaniem te teksty Krynickiego są wierszami, ot co.
Te przytoczone? Oczywiście, że są. Wszystko może być poezją, o ile to tylko odpowiednio zapisać i nazwać. Poezja jest na tyle nieokreślona, że nic w niej nie razi. Już nic - po modernizmie (acz mam na myśli modernizm w ujęciu takim, że to wszystko aż do 1989). Innych nie czytałam, więc wybacz.
OdpowiedzUsuńPiąte piętro nie śmierdzi, fajne jest. i zajebisty widok jest z piątego.
A liczyłam istotnie na Rorty'm i Eco. I na Cullerze, bo oni we trzech byli, tyle, że to nie dotyczyło literackości tylko nadinterperacji. Na literackości spałam z otwartymi oczami, jak to robię najczęściej u dra J., który oczywiście arcyciekawie prowadzi te arcyciekawe zajęcia.
Od lat '60 ciągnie się postmodernizm, gwoli ścisłości, choć lepiej nie używać tego słowa publicznie, żeby nie wyjść na ignoranta, który udaje, że potrafi go zdefiniować xD
OdpowiedzUsuńFakt, gdyby na to patrzeć w ten sposób jaki mówisz, wszystko jest poezją. Więc jeśli fragment dowolnej książki narracyjnej podzielę na wersy, też stanie się poezją? Inspirujesz mnie narratologicznie, językoznawco.
Mnie uczyli (mój polonista), że postmodernizm jest od '89. Ale kij z tym. Moim skromnym językoznawczym zdaniem poezją jest to co sobie poeta tak nazwie - bo dziś wszystko można, jak się jest poetą. Acz dla mnie to przesada. To tylko moje oficjalne, polonistyczne zdanie, że można - prywatne jest takie, że poezja umarła już jakiś czas temu i tylko zdarza się być poetą.
OdpowiedzUsuńWłaśnie o to prywatne zdanie mi chodziło. Choć oficjalne, polonistyczne też jest ważne, nie każdy przecież jest polonistą. O literaturoznawcach nie wspominając, językoznawco.
OdpowiedzUsuńA granice postmodernizmu są bardzo pozacierane. Obecnie uważa się m. in. że ciągle jeszcze żyjemy w modernizmie, bo postmodernizm jest zbyt niedefiniowalny, a z drugiej strony taką np. "Rzeźnię nr 5" Vonneguta czy "Pachnidło" Suskinda (patrz na daty wydania) nazywa się powieściami postmodernistycznymi. Wiem za to jedno - jeśli na naszym wydziale odważysz się powiedzieć głośno, że żyjemy w postmodernizmie, narazisz się na niezły opiernicz :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO!
OdpowiedzUsuńWłączając się do rozmowy powiem, że wg mnie o postmodernizmie można mówić, kiedy się czyta takie rzeczy jak wypisywał Gombrowicz w swoich książkach, a zwłaszcza w Dziennikach.
Do pytania o poezyjność/poetyckość 'Full wypas' musiałbym się dwojako ustosunkować: jako namiastka literata i jako niedoteoretyk. Jako drugi powiem, że jest to nieodłączny wyraz realizmu w sztuce, świetnie uchwycony wycinek życia, świata, kondycji kultury, forma do dzisiejszych - konkretnych - przystająca. Jednocześnie, tego pierwszego niepokoi tak wielkie uproszczenie, sprowadzenie sztuki do zbyt niskiego parteru. I właśnie w tym dopatrywałbym się kolejnego dowodu na (nasz święty, albo i przeklęty) postmodernizm - podstawowe wartości, kryteria nie mają już zastosowania, co oczywiście jest wymuszane przez otaczającą rzeczywistość.
Co do opierniczów(tudzież -y), to myślę że nie możemy żyć w strachu! Kopnąć nam postmodernizm w rzyć potrzeba, a niech się wreszcie zdefiniuje!
Kto, jeśli nie my? ;P