Miałam pomysł na notkę. Krystalizował się gdzieś pomiędzy ulicą Wojewódzką a Rynkiem, swego szczytu dobiegł na Placu Wolności (z ironiczną kulą na środku - wolność - kula ziemska - przytroczona do nóg - zamkniętych w grobach grawitacji), zatracił się przy Punkcie 44. Zza lewej burty tramwaju leniwym cięgiem wpływały do środka fale podeszczowego, niepohamowanego w swej agresji słońca, nadając zmizerowanym ludzkim twarzom iście katorżniczy wygląd. Słońce nadawało barwy ziemi wierząc, że wraz z ciepłem przynosi jej mieszkańcom radość, a ich oczom ukojenie. Pewnie ciągle w to wierzy, choć tramwaj dawno już zmienił strefę biletową i wszystko uległo zmianie, może prócz chłopca na jednym z przystanków, leniwie kołyszącego się na ramie zdezelowanej wiaty. Jego zdjęcie mogłoby posłużyć National Geographic za plakat - symbol dziecięcej samotności w postkomunistycznym raju. I chyba cała moc tego zdjęcia leży właśnie w tym, że nigdy go nie zrobiono.
Naiwność, Naiwność! Umieramy tak samo naiwni jak w chwili narodzin. Cali złożeni jesteśmy z naiwności i choć maskujemy ją na wiele sposobów, nie da się przed nią uciec. Dorosłość? Naiwność zapakowana w papierek dojrzałości. I Gęba. Mistrzu Witoldzie, jak zwykle masz rację. Dzieciństwo? Naiwność doskonała, karkołomna, zuchwała w swej doskonałości. Kompromis? Możliwy do osiągnięcia, choć ciągle jeszcze nie odkryty.
Byłam dziś świadkiem starcia dwóch Naiwności, których kompromis nie dotyczył. Karkołomność jednej Naiwności przeciw masce drugiej. Starcie zduszone w zarodku, choć niebezpieczne z natury rzeczy.
Tak naprawdę wszelkie Zło pochodzi z walki przeciwnych sobie Naiwności.
Tak rodzi się patologia.
5/18/2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz